Katy Carr in Dziennik Polski 8th April 2011Element wywrotowy

20 czerwca 1942 roku, wieczór. Jednostki niemieckiej policji i gestapo zostają postawione na nogi, ucieczka czterech więźniów z Auschwitz-Birkenau kilka godzin wcześniej odbiła się szerokim echem. Tak wśród Niemców, jak i Polków. Tym bardziej, że uciekinierzy za bramy okrytego ponurą sławą obozu wyjechali esesmańskim samochodem, przebrani w esesmańskie mundury.
Dziennik Polski Polish Daily News 8th April 01 2011 Dziennik Polski Polish Daily News 8th April 02 2011
Chodzące trupy
„Ocalałeś nie po to aby żyć, musisz dać świadectwo” „Pana Cogito” Zbigniewa Herberta Kazimierz Piechowski. Ma 92 lata, fizycznie nieźle się trzyma. Ale – jak przyznaje – „syndrom Auschwitz” pozostaje. Byli więźniowie psychicznie ciągle są w obozie. Strach, sny, koszmary nocne. Stojący przed oczami żołnierze z karabinami, ujadające psy, kolczaste druty…
– U jednych te wspomnienia są mocniejsze, u innych mniejsze. Ale są, ja borykałem się z tym przez ponad pół wieku – mówi pan Kazimierz i dodaje, że u jednego z kolegów, z którym uciekł z Auschwitz, wspomnienia były tak silne, że w niektóre dni nie miał świadomości istnienia. Zginął pod kołami autobusu w 1947 roku, nie wiedział, że jest na ulicy. Inny przyjaciel, znany malarz, w swojej twórczości często malował trupy. Chodzące trupy.
Rozmawiamy w ambasadzie polskiej w Londynie, za kilka minut rozpocznie się spotkanie. Historia brawurowej ucieczki, którą dowodził Piechowski, mimo że doczekała się filmu i książki, w powszechnej świadomości jest mało znana.
– Mam wiele spotkań w kraju i za granicą. Przychodzi bardzo dużo, szczególnie młodych ludzi, zainteresowanych historią, często jednak niewiele o niej wiedzą. Nie zostało dużo czasu, trzeba dawać świadectwo…
Numer 918
Katy Carr. Ta młoda wokalistka i kompozytorka o polsko-angielskich korzeniach ma już na koncie trzy płyty. Mieszka w Londynie, przygotowuje się do wydania kolejnego krążka, a także do trasy koncertowej, do której wstępem ma być dzisiejszy występ w ambasadzie.
– Historia Kazimierza, którą poznałam dwa lata temu, zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Jako wyraz hołdu i uznania dla niego skomponowałam utwór „Kommander’s Car” opowiadający o emocjach, jakie towarzyszyły więźniom podczas ucieczki – opowiada Katy, dodając, że niedługo potem odwiedziła Kazimierza w Gdańsku, gdzie powstał krótki film dokumentalny o jego życiu.
Życiu barwnym, choć niełatwym. Pochodzi z okolic Tczewa, w czasie wybuchu wojny miał dwadzieścia lat, był harcerzem. Podczas próby przedostania się na Węgry, skąd zamierzał obrać kierunek na Francję, został aresztowany przez Niemców. Zanim 20 czerwca 1940 roku trafił do obozu w Auschwitz, gdzie został numerem 918, zaliczył więzienia w Sanoku, Nowym Wiśniczu, Krakowie…
Misterny plan
Kilkadziesiąt osób, wśród gości między innymi zastępca ambasadora RP w Wielkiej Brytanii Tomasz Kozłowski. Są Brytyjczycy, są Polacy. Projekcja filmu, koncert śpiewającej po polsku i angielsku Katy Carr. I główny bohater dzisiejszego wieczoru, zasypywany pytaniami z sali Kazimierz Piechowski.
– Czy mam uraz do Niemców? Dzisiejsze pokolenie nie może odpowiadać za czyny swoich dziadków, trudno ich za to winić. Jednak wybaczyć nie znaczy zapomnieć – mówi Piechowski.
Cofamy się 70 lat wstecz. Obóz w Auschwitz, codziennie życie, a właściwie wegetacja tysięcy więźniów. „Arbeit macht frei” – napis wiszący na bramie wjazdowej i powtarzane na każdym kroku zdanie „To nie sanatorium, tu trzeba pracować” określały ich byt. Choroby, bród, smród. Umierali od niemieckich kól, z wyczerpania, głodu, w komorach gazowych. Niektórzy nie wytrzymywali, sami rzucali się na druty. – Niemcy chcieli żebyśmy stali się zwierzętami, żebyśmy zatracili ludzkie instynkty – opowiada pan Kazimierz.
Plan ucieczki zrodził się spontanicznie. – Podszedł do mnie kolega Ukrainiec Gienek Bendera, pracujący jako mechanik samochodowy w garażach, i powiedział, że jest na liście do rozwałki. Zasugerował ucieczkę. No dobra, ale jak to zrobić, pomysł wydawał się samobójstwem – wspomina Piechowski. Z czasem oswoił się z tą myślą, przygotował misterny plan.
20 metrów do wolności
Akcję zaplanowali na 20 czerwca 1942 roku. Była sobota, tylko tego dnia esesmani przebywali na miejscu do południa; potem wyjeżdżali do domów. Uciekinierzy musieli działać szybko. Włamanie do magazynów zapatrzenia – skąd zabrali mundury i broń, potem kradzież samochodu komendanta obozu. Razem z dwoma kompanami, którzy zdecydowali się na ucieczkę, przebrani za esesmanów jadąc w kierunku szlabanu odliczali metry dzielące ich od wolności. Sto, osiemdziesiąt, sześćdziesiąt… Kropelki potu, bicie serca.
– Kiedy zostało dwadzieścia metrów a wartownik nie zaczynał podnosić szlabanu w górę pomyślałem, że się nie uda. W myślach żegnałem się z mamą, aż poczułem silne uderzenie w kark i syczący głos Józka: „Kazek, zrób coś!”. To mnie ocknęło. Otworzyłem drzwi, wystawiłem pagony, żeby widzieli że mają do czynienia z oficerem, i puściłem niecenzuralną wiązkę w kierunku wartownika. Ten wystraszony zasalutował, krzyknął „Heil Hitler”, i zaczął kręcić korbą. Szlaban powędrował w górę, byliśmy wolni.
W komunistycznych kazamatach
Niemcy zorientowali się w sytuacji kilka godzin później, zakrojona na szeroką skalę pogoń jednak niewiele dała. Specjalna komisja śledcza, która przybyła z Berlina, po długich przesłuchaniach uznała, że zbiegom pomagał niemiecki więzień – kapo Kurt Pachala. Skazano go na śmierć i zamknięto w celi głodowej; zmarł pół roku później. Kilku esesmanów za niedopełnienie obowiązków wysłano na front wschodni.
Jakie były dalsze losy uciekinierów? Kazimierz Piechowski pod zmienionym nazwiskiem przez jakiś czas pracował w gospodarstwie rolnym, po czym wstąpił do Armii Krajowej i walczył w jej szeregach do końca wojny. Po tak zwanym wyzwoleniu, jako „element wywrotowy”, został aresztowany przez UB; w komunistycznym więzieniu przesiedział siedem lat. Potem skończył politechnikę, pracował jako inżynier w Stoczni Gdańskiej.
Piechowski jest ostatnim żyjącym uczestnikiem ucieczki. Ksiądz Józef Lempart zginął w 1947 roku pod kołami autobusu w Wadowicach. Eugeniusz Bendera po wojnie zamieszkał w Warszawie, zmarł w zapomnieniu w latach 70. ubiegłego stulecia. Harcerz Stanisław Jaster wrócił do Warszawy, walczył w Armii Krajowej. Oskarżony o kolaborację z gestapo został skazany na śmierć, wyrok wykonali żołnierze AK w lipcu 1943 roku. Przez lata toczyła się dyskusja czy był zdrajcą, czy bohaterem. Sprawa jest otwarta do dziś, sam Kazimierz Piechowski nigdy nie wierzył w winę kolegi.
Fot. Piotr Gulbicki
Piątek, 29. Kwiecień 2011 13:11


– Kiedy do szlabanu zostało dwadzieścia metrów a wartownik nie zaczynał podnosić go w górę pomyślałem, że się nie uda. Z tej chwilowej niemocy wyrwało mnie uderzenie w kark i syczący głos kolegi – „Kazek, zrób coś”.

Share:

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*